środa, 27 listopada 2013

Rozdzial 11. + przepraszam ;____;

Em....no to...po 3 miesiącach nieobecności jestem...;___; Nie mam nic na swoje wytlumacznie...:( A to mi się nie chcilo, a to nie mialam pomysly, a to szlaban..no mnóstwo mialabym wymówek...Pozostaje mi tylko przeprosić, i powiadomić jeżeli kiedykolwiek mialabym plan opuścić bloga na dluższy czas ;___;
No nic...koniec przeprosin! XD co za dużo to nie zdrowo *^* Zapraszam do czytania, mam nadzieje, że rozdzial godny czekania :)
____________________________________________________________________
Pia:
Patrzylam na niego jak na kosmitę.
Czulam na plecach natarczywe spojrzenie rodziców, a na twarzy twoje, pelne nadziei i niepokoju. Mialam tylko 2 drogi...
Slyszalam odglos uderzających o kafelki obcasów mojej mamy, a potem poczulam dużą, cieplą dloń taty na ramieniu. Kiedy spojrzalam w górę, zobaczylam ich zatroskane, ale uśmiechnięte twarze.
Nie wiedzialam co robić...Nie bylam pewna czy to co powiedzial jest prawdą...czy znowu tego nie zapomni...A gdyby nawet to co z rodzicami? Przecież nie zostawili by mnie tu samej. Nie wiedzialam czy mam się śmiać i plakać...
Kiedy ponownie spojrzalam w gorę, ujrzalam jego spojrzenie. Tak bardzo podobne do tego jakim mnie obdarowywal, jeszcze przed wypadkiem. Takie żywe i inteligentne, ale jednak gdzieś w środku niepewne i zagubione. Po prostu Derp. Dalej sapal po przebytej drodze. Naprawdę nie wiedzialam co mam robić... Pobiec do niego, czy zawrócić i przejść przez bramkę prowadzącą do samolotu.
Wszystkie myśli zlewaly się ze sobą nie dając mi zastanowić się na dlużej nad żadną z nich. Szukalam odpowiedzi w oczach przechodniów, mimo iż wiedzialam, że żadne z nich nie powie mi co mam robić. Żadne z nich nawet nie zatrzyma się, żeby zapytać czy coś się stalo. Z tylu naglący glos stewardessy nie pomagal mi w podjęciu decyzji...
Poczulam lekki ucisk na ramieniu i spojrzalam w górę, na twarz mojego ojca.
Postawny mężczyzna wyglądający na góra czterdzieści, może czterdzieści pięć lat. Wysoki, dobrze zbudowany, choć mięsień piwny zachowany. Siwiejące już wlosy jak zwykle nieokrzesane. I to Cieple spojrzenie dużych brązowych oczu. Zawsze podnosilo mnie na duchu. To wlaśnie to spojrzenie nauczylo mnie, że jak źle by nie bylo, zawsze może być gorzej. Teraz tata uśmiechal się do mnie pokrzepiająco, dając mi odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania.
Przenioslam wzrok na mamę. Ta również się uśmiechala patrząc na mnie tymi swoimi zielono szarymi oczami w ksztalcie migdalów. Średniej dlugości brązowe wlosy z grzywką opadaly falami na jej przed ramiona. drobna twarz, i male, ksztaltne usta wygięte w uśmiechu w zasadzie zadecydowaly za mnie. Mama delikatnie popchnęla mnie w stronę mojej być może, przyszlości szepsząc jeszcze.
-Za chwilę, zadzwonimy do babci...dbaj o siebie córeczko..
Odwrócilam się jeszcze tylko do nich przytulając ich bardzo mocno, i calując cale ich twarze po czym nie zważając na nich ruszylam przed siebie biegiem. O malo co nie wywalilam się kiedy oczy zaszly mi lzami ograniczając mi widoczność przez co prawie wpadlam na staruszkę z wózkiem, której zachcialo się bardzo spacerków w takim momencie. Nie patrząc na inne przeszkody bieglam ten krótki kawalek, aż nie dobieglam do celu. Skoczylam w otwarte ramiona Willa zanosząc się placzem szczęścia.
Tak bardzo tęsknilam za jego dotykiem...Za cieplem jego ciala, gorącem jego oddechu. Od razu zamknąl mnie uścisku unosząc ponad ziemie i okręcajać jak dziecko. Jakbym ważyla tyle co piórko. Czulam splywające po moich policzkach lzy.
Z jednej strony cieszylam się jak nigdy, ale z drugiej balam, jak to będzie, co z rodzicami, co z nami? Balam się jak cholera, ale zaryzykowalam....
Uslyszalam jak pociąga nosem. Lekko się od niego odsunęlam i spojrzalam na jego uśmiechniętą twarz, po policzkach również widać bylo cienkie strużki zostawione po lzach. Tak bardzo za nim tęsknilam...dopiero teraz zdalam sobie sprawę jak wiele stracilam przez te 2 miesiące...
Bez zastanowienia, kierowana jakimś dziwnym odruchem zlapalam jego twarz i zlożylam delikatny pocalynek na jego ustach. To byl mój pierwszy pocalunek, ale nie żaluję, że oddalam go wlaśnie jemu. Will odwzajemnil pieszczotę przyciągając mnie bliżej siebie. Myslalam, że się rozpuszczę. Napawalam się cieplem i miękkością jego warg. Dopiero  kiedy uslyszalam uszczypliwa uwage mojego taty jak to zaraz William mnie polknie w calości, oddalilam się troszeczkę chichocząc pod nosem. Mój tata nie zniszczyl tej sceny, o nie...on ją tylko ubarwil..
-Kocham Cię..-znów uslyszalam te upragnione slowa z jego ust i przytulilam go mocno.
-Ja Ciebie też...Od samego początku...
Kilka minut po tym wyznaniu moi rodzice wsiedli do samolotu. Oczywiście uprzednio ganiąc Willa za beznadziejny refleks, i mnie za zachowywanie się jak dziecko w ciągu ostatnich 2 tygodni. Pożegnalam się z nimi...William z resztą też.
Kiedy moja mama przytula go na do widzenia coś mu szepnęla do ucha po czym mój ukochany dostal ogromnych wypieków na twarzy. Nie wiem czy chcialabym wiedzieć co mu powiedziala moja rodzicielka...
Ojciec tylko uścisnąl mu dloń, zastrzegając, że bedzie dzwonil codziennie, i jeżeli chociaż raz się poskarżę to Derp ma przekichane...biedaczek..
Kiedy rodzice odlatywali stalam trzymając Williama za rękę i dziękowalam im za to, że mnie puścili. Gdyby nie oni, najpewniej jeszcze przez jakiś czas nie widzialabym Derpa i zachowywala się jak roślinka...
Kiedy już samolot do Korei zniknąl z pola widzenia ruszyliśmy po mój bagaż. Teraz już zostalo tylko zalatwienie sprawy z babcią...
i happy end, z moim chlopakiem i jego rodzicami...
______________________________________________________________________
Koniec!! :D Mam madzieje, że rozdzial się podobal :3 Następna notka to będzie....epilog ;___;, najprawdopodobniej pojawi się w przeciągu następnych 2 tygodni. Dziękuję każdemu kto zaglądal tu pod moją nieobecność. Naprawdę, wiele to dla mnie znaczy :) .
Wasza Seme ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz