poniedziałek, 23 grudnia 2013

Epilog :)

1.No i koniec opowiadania o Hajkusi i Derpie. Mam nadzieję, że wam się podobało :)
2.WESOŁYCH ŚWIĄT!
ZDROWIA (Żebyście jak najdłużej odpowiadali "nawzajem" na świąteczne życzenia XD)
SZCZĘŚCIA (Żebyście byli gotowi na wszystko co może, was zaskoczyć :) )
WYTRWAŁOŚCI  (Żebyście byli w stanie dążyć do celów)
PEWNOŚCI SIEBIE (Wiedzcie, że jesteście wspaniali. Każdy jest inny i inaczej wspaniały. )
ABYŚCIE W KAŻDEJ NA POZÓR ZŁEJ SYTUACJI POTRAFILI ODNALEŹĆ TEŻ TE DOBRE STRONY.
ABYŚCIE BEZ WZGLĘDU NA TO CO SIĘ DZIEJE, BYLI PO PROSTU SZCZĘŚLIWI.
~Seme
___________________________________________________

Wigilia.
Wspaniały dzień. Można go spędzić z rodziną, przyjaciółmi albo z ukochaną osobą. Pia wybrała tą drugą opcję. Właśnie szykowała się na spotkanie z Nim.
Specjalnie na tą okazję założyła nową sukienkę. Kremowa sukienka z długim rękawem za kolano, do tego czarne grube rajstopy i również kremowe buty. Włosy upieła w luźny koczek tak jak On lubił najbardziej. Wyglądała uroczo. Ostatnie poprawki i mogła wychodzić. Spojrzała ostatni raz do torebki z prezentem dla chłopaka.
Idealnie.
Ich pierwsze wspólne święta. Wszystko musi być pierwszorzędne. Była pewna, że wszystko się uda.
Chwilę później zadzwonił dzwonek do drzwi. Kiedy schodziła na dół widziała już chłopaka uśmiechającego się promiennie do jej babci. Jak zawsze dobre maniery. Miał na sobie swoje ulubione granatowe rurki i szary płaszcz. Skierował wzrok na nią i obdarzył ją tym samym uśmiechem co każdego dnia. W oczach iskierki, a na policzkach rumieńce. Połączenie idealne.
Kochała go takiego.
Kochała go całego.
On także w ręce trzymał małą torebeczkę. Czarna, lśniąca z różową wstążką. Ciekawiło ją co jest w środku.
Na dzień dobry, a w zasadzie dobry wieczór ucałowała do delikatnie w zmarznięty policzek. Pożegnała się z babcią i wyszli.
Szli tak jak zwykle. Za rękę rozmawiając o wszystkim i o niczym co chwile posyłając sobie pełne uczucia uśmiechy. Ale tym razem jednak coś było inaczej. Może to prze ten nastrój panujący na ulicy. Przez ludzi śpieszących na wigilie do domów. Przez kolędy rozbrzmiewające z głośników centrum handlowych. Przez wszechogarniający biały puch.
Kiedy dotarli na miejsce ich przyjaciele już czekali.
Narcyza opierając się plecami o klatkę Tamaniego. Chłopak uśmiechnięty zakręcał w okół palca i loczek dziewczyny. Tworzyli piękną parę. Dzięki Tamaniemu Narcyza zmieniła się, ale Tamani też nie był juz tym samym chłopakiem. Czuć było bijące od nich uczucie na kilometr.
Tuż obok nich stali Ian i Kira nieśmiało trzymając sie za ręcę. Twarz dziewczyny była koloru dorodnego pomidora, ale widać to bardzo podobało się chłopakowi. Co chwilę mocniej ściskał dłoń dziewczyny zmuszając ją do spojrzenia na niego.
Kawałeczek dalej stali Violetta z Angusem. Dziewczyna z entuzjazmem o czymś opowiadała co chwile wyrzucając ręce do góry. Anpan słuchał jej uważnie cały czas nawiązując z nią kontakt wzrokowy. Kiedy tylko dostrzegła Williama zaczęła energicznie machać rękoma w ich stronę. Uspokoiła się jednak kiedy jej chłopak położył dłoń na jej biodrze.
-I jak prezenty? -Zapytał William przyjaciół uprzednio witając się z każdym z nich.
Narcyza uniosła dłoń pokazując zawieszoną na nadgarstku srebrną bransoletkę z małymi literkami T i N.
Tamani zasalutował pokazując tą samą bransoletkę tyle, że w bardziej męskiej wersji.
Ian przytulił Kirę chichocząc przy tym i odsłaniając szalik swojej dziewczyny. Na jej szyi zawieszony był mały medalik z czterolistna koniczyną. Na szyi chłopaka była bardzo podobna zawieszka.
Violetta odsłoniła włosy pokazując srebrne kolczyki z diamencikami w kształcie literek V i A. Angus zdjął czapkę pokazując takie same kolczyki.
-Nie no umówiliście się na prezenty dla par?
-Nie! I właśnie to jest najlepsze! Jakoś tak...samo wyszło. -Powiedziała entuzjastycznie Ósemka wtulając się w ukochanego.
-A wy?! Jak wasze prezenty?! -Hentai zaczeła skakać z podekscytowania. William zastanawiał się jak Anpan z nią wytrzymuje...przecież to nie wyżyte jest jakieś.
-No, a my jeszcze nie daliśmy sobie prezentu. -Odpowiedziała spokojnie Pia patrząc kątem oka na Willa.
-No to na raz dwa trzy.
Para wymieniła się czarnymi torebeczkami i zamknęła oczy. Na wyraźnie wypowiedziane przez całą szóstkę "trzy" wyjęli z torebek po małym białym pudełeczku. Niepewnie patrząc na siebie otworzyli pudełeczka zastygając w bezruchu.
To był chyba jakiś dobry żart...
Każde z nich w rękach trzymało swoją wersję pierścionków. Pia patrzyła zszokowana na srebrny pierścionek z połączonych warkoczyków z odciśniętą literą W. Natomiast William w pudełeczku znalazł męską obrączkę z warkoczykami po bokach i literką P na środku. Ich osobiste prezenty tyle, że odwrócone o 180 stopni.
Niesamowite.
Czyli jednak czasami zdarzają się cuda.
Brunetka podziękowała za prezent delikatnym pocałunkiem. Chłopak natomiast nie wypowiadając żadnych słów przekazał jej dwa tak ważne słowa "Kocham Cię".
Cała ósemka stała teraz na głównym placu przed wielką choinką. Z nieba prószył śnieg, a wokół nich rozlewały się leniwe dźwięki kolejnych kolęd. Każde z osobna myślało o czym innym (Tamani o Narcyzie, Narcyza o Tamanim, Ian o Kirze, Kira i Ianie, Angus o Violettcie, Violetta o Angusie, i wreszcie William o Pii, a Pia o Williamie.). Lecz wszyscy patrzyli w jeden ten sam punkt. Pierwszą gwiazdę na niebie, która zwiastowała szczęście i miłość. Nie dla każdego, ale dla nich na pewno.
Zdrowie.
Szczęście.
Pomyślność.
Cierpliwość.
I miłość.
Po wsze czasy.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 12.

Witam :3 Zastrzegałam się iż będzie to ostatni rozdział...epilog. Zdecydowałam się na jeszcze jeden. Ale na ten będziecie musieli zaczekać do świąt ;) A teraz zapraszam do czytania.
_________________________________________________________
Derp:
Był szczęśliwy jak nigdy. Wiedział, że ciężko będzie mu nadrobić te 2 miesiące, ale ona mu je ułatwiała. Każda chwila z nią spędzona. Każde słowo wypowiedziane z jej słodkich ust. Każde muśnięcie jej dłoni sprawiało, że przypominał sobie na nowo wszystkie spędzone z nią chwile. Czy te sprzed wypadku czy te ze szpitala.
Była przy nim cały czas.
Czasami dzwoniła o drugiej w nocy tylko po to, żeby usłyszeć jego głos. I mimo, że wyrywała go z objęć Morfeusza, gdy tylko słyszał te jej słodkie "Will...śpisz?" całe jego rozdrażnienie znikało. Była jego lekiem na wszystko. Na smutek, złość, samotność.
Nie znali się wcale tak długo. Nie wiedzieli o sobie wszystkiego. Ale byli blisko. Byli szczęśliwi. Łączyły ich nie tylko te szczęśliwe i smutne chwile, ale i te po środku. Momenty w których po prostu siedzieli obok siebie trzymając swoje dłonie. Kiedy nawet czytając książkę stykali się kolanami. Kiedy stając w progu już widział jej uśmiech. Wszystkie te momenty kiedy byli chociaż w swoim pobliżu. Czuli, że ich miejsce jest przy sobie. Większość nazwałaby to nastoletnim zauroczeniem. Ale oni wiedzieli co innego. To co było między niby było mocniejsze od zauroczenia.
Teraz siedział i czekał na nią pod szkołą. Skończył zajęcia 2h temu, ale obiecał, że ją odprowadzi. Od zdarzenia na lotnisku bardzo się do siebie zbliżyli. Pia zamieszkała u babci zaledwie kilka domów od niego. Mogli razem wracać i iść do szkoły. Wiedział, że dziewczyna tęskniła za rodzicami. Czasami miał wrażenie, że ta się obwinia.

Hajkusia:
Była szczęśliwa. To prawda. Nie żałowała tego, że wtedy pobiegła do niego. Ale bała się. Cholernie się bała o rodziców. A to co sobie pomyśleli. Mimo, że to matka ją popchnęła kiedy spojrzała jej w oczy widziała smutek. Bała się, że rodzice pomyślą iż są dla niej mniej ważni. Nie chciała tego. Starała się o tym nie myśleć kiedy była z Williamem. Wiedziała, że zachowuje się jak dziecko. Czuła, że pewnego dnia Will może mieć dość. Ale nic z tym nie robiła. Płakała się, śmiała za chwilę nie odzywała bez powodu. Potem znowu śmiała, krzyczała i ubliżała żeby znowu się obrazić. Zawsze przepraszała. Wiedziała, że musi to zrobić. Kochała go i za każdym razem w duchu błagała aby i tym razem jej wybaczył.
Był już grudzień. Coraz bliżej świąt. Na dworze było już ciemno, ale i tak dzięki latarniom ulicznym dostrzegła sylwetkę chłopaka stojącego przy szkolnej bramie. Czekał na nią jak każdego dnia. W klatce rozlało się ciepło kiedy zobaczyła jak przebiera nogami w miejscu z zimna. Pośpiesznie zeszła na dół i wzięła ze swojej szafki kurtkę. Jak najszybciej wyszła ze szkoły i podreptała do swojego chłopaka po drodze zakładając kurtkę. Stanęła przed nim i ucałowała go w zimny policzek. Uśmiechnęła się delikatnie i pogładziła jego policzek dłonią.
-Dziękuję, ze to dla mnie robisz.
-Co takiego?-Zdezorientowany przyłożył swoją lodowatą dłoń do jej upajając się jej ciepłem.
-Przychodzisz po mnie codziennie. Czekasz na mnie. Witasz mnie. Przytulasz mnie. Jesteś przy mnie. Nie musisz tego robić, a jednak robisz. Dziękuję.
W tym momencie z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. Pierwsze w tym roku. Obydwoje spojrzeli w górę prosto w niemal czarne niebo. Will przycisnął do siebie dziewczynę tyłem oplatając ją rękoma w pasie. Twarz zanurzył w jej jedwabistych włosach wdychając zapach truskawek. Ucałował ją w czubek głowy na powrót patrząc w niebo. Przyciągnął ją jeszcze bliżej jakby się bał. Że ucieknie. Albo, że to sen.
-Zawsze będę to robił. Bez względu na to co się stanie. Zawsze będę przy tobie. Będę Cię obserwował. Będę Cie wspierał. Będę czekał.
-Już zawsze?
Na chwilę zapanowała cisza. Chłopak rozluźnił uścisk i odwrócił ukochaną. Złapał jej podbródek w dłonie i złożył na jej ustach motyli pocałunek. Lekkie muśnięcie wargami, ale przekazało wszystkie głęboko skrywane uczucia. To był ten moment kiedy nie trzeba było mówić nic, a wiedziało się wszystko. Patrzyli sobie w oczy na nowo przeżywając wszystkie wspólnie spędzone chwile. Tyle musieli przejść, aby nareszcie zaznać szczęścia. Prawdziwej miłości.
-Zawsze.
____________________________________________________
Dziękuję wszystkim którzy czytali to opowiadanie. Za każdym razem kiedy wchodziłam na bloggera i widziałam coraz to większą liczbę wyświetleń byłam naprawdę szczęśliwa. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :3
~Seme

środa, 27 listopada 2013

Rozdzial 11. + przepraszam ;____;

Em....no to...po 3 miesiącach nieobecności jestem...;___; Nie mam nic na swoje wytlumacznie...:( A to mi się nie chcilo, a to nie mialam pomysly, a to szlaban..no mnóstwo mialabym wymówek...Pozostaje mi tylko przeprosić, i powiadomić jeżeli kiedykolwiek mialabym plan opuścić bloga na dluższy czas ;___;
No nic...koniec przeprosin! XD co za dużo to nie zdrowo *^* Zapraszam do czytania, mam nadzieje, że rozdzial godny czekania :)
____________________________________________________________________
Pia:
Patrzylam na niego jak na kosmitę.
Czulam na plecach natarczywe spojrzenie rodziców, a na twarzy twoje, pelne nadziei i niepokoju. Mialam tylko 2 drogi...
Slyszalam odglos uderzających o kafelki obcasów mojej mamy, a potem poczulam dużą, cieplą dloń taty na ramieniu. Kiedy spojrzalam w górę, zobaczylam ich zatroskane, ale uśmiechnięte twarze.
Nie wiedzialam co robić...Nie bylam pewna czy to co powiedzial jest prawdą...czy znowu tego nie zapomni...A gdyby nawet to co z rodzicami? Przecież nie zostawili by mnie tu samej. Nie wiedzialam czy mam się śmiać i plakać...
Kiedy ponownie spojrzalam w gorę, ujrzalam jego spojrzenie. Tak bardzo podobne do tego jakim mnie obdarowywal, jeszcze przed wypadkiem. Takie żywe i inteligentne, ale jednak gdzieś w środku niepewne i zagubione. Po prostu Derp. Dalej sapal po przebytej drodze. Naprawdę nie wiedzialam co mam robić... Pobiec do niego, czy zawrócić i przejść przez bramkę prowadzącą do samolotu.
Wszystkie myśli zlewaly się ze sobą nie dając mi zastanowić się na dlużej nad żadną z nich. Szukalam odpowiedzi w oczach przechodniów, mimo iż wiedzialam, że żadne z nich nie powie mi co mam robić. Żadne z nich nawet nie zatrzyma się, żeby zapytać czy coś się stalo. Z tylu naglący glos stewardessy nie pomagal mi w podjęciu decyzji...
Poczulam lekki ucisk na ramieniu i spojrzalam w górę, na twarz mojego ojca.
Postawny mężczyzna wyglądający na góra czterdzieści, może czterdzieści pięć lat. Wysoki, dobrze zbudowany, choć mięsień piwny zachowany. Siwiejące już wlosy jak zwykle nieokrzesane. I to Cieple spojrzenie dużych brązowych oczu. Zawsze podnosilo mnie na duchu. To wlaśnie to spojrzenie nauczylo mnie, że jak źle by nie bylo, zawsze może być gorzej. Teraz tata uśmiechal się do mnie pokrzepiająco, dając mi odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania.
Przenioslam wzrok na mamę. Ta również się uśmiechala patrząc na mnie tymi swoimi zielono szarymi oczami w ksztalcie migdalów. Średniej dlugości brązowe wlosy z grzywką opadaly falami na jej przed ramiona. drobna twarz, i male, ksztaltne usta wygięte w uśmiechu w zasadzie zadecydowaly za mnie. Mama delikatnie popchnęla mnie w stronę mojej być może, przyszlości szepsząc jeszcze.
-Za chwilę, zadzwonimy do babci...dbaj o siebie córeczko..
Odwrócilam się jeszcze tylko do nich przytulając ich bardzo mocno, i calując cale ich twarze po czym nie zważając na nich ruszylam przed siebie biegiem. O malo co nie wywalilam się kiedy oczy zaszly mi lzami ograniczając mi widoczność przez co prawie wpadlam na staruszkę z wózkiem, której zachcialo się bardzo spacerków w takim momencie. Nie patrząc na inne przeszkody bieglam ten krótki kawalek, aż nie dobieglam do celu. Skoczylam w otwarte ramiona Willa zanosząc się placzem szczęścia.
Tak bardzo tęsknilam za jego dotykiem...Za cieplem jego ciala, gorącem jego oddechu. Od razu zamknąl mnie uścisku unosząc ponad ziemie i okręcajać jak dziecko. Jakbym ważyla tyle co piórko. Czulam splywające po moich policzkach lzy.
Z jednej strony cieszylam się jak nigdy, ale z drugiej balam, jak to będzie, co z rodzicami, co z nami? Balam się jak cholera, ale zaryzykowalam....
Uslyszalam jak pociąga nosem. Lekko się od niego odsunęlam i spojrzalam na jego uśmiechniętą twarz, po policzkach również widać bylo cienkie strużki zostawione po lzach. Tak bardzo za nim tęsknilam...dopiero teraz zdalam sobie sprawę jak wiele stracilam przez te 2 miesiące...
Bez zastanowienia, kierowana jakimś dziwnym odruchem zlapalam jego twarz i zlożylam delikatny pocalynek na jego ustach. To byl mój pierwszy pocalunek, ale nie żaluję, że oddalam go wlaśnie jemu. Will odwzajemnil pieszczotę przyciągając mnie bliżej siebie. Myslalam, że się rozpuszczę. Napawalam się cieplem i miękkością jego warg. Dopiero  kiedy uslyszalam uszczypliwa uwage mojego taty jak to zaraz William mnie polknie w calości, oddalilam się troszeczkę chichocząc pod nosem. Mój tata nie zniszczyl tej sceny, o nie...on ją tylko ubarwil..
-Kocham Cię..-znów uslyszalam te upragnione slowa z jego ust i przytulilam go mocno.
-Ja Ciebie też...Od samego początku...
Kilka minut po tym wyznaniu moi rodzice wsiedli do samolotu. Oczywiście uprzednio ganiąc Willa za beznadziejny refleks, i mnie za zachowywanie się jak dziecko w ciągu ostatnich 2 tygodni. Pożegnalam się z nimi...William z resztą też.
Kiedy moja mama przytula go na do widzenia coś mu szepnęla do ucha po czym mój ukochany dostal ogromnych wypieków na twarzy. Nie wiem czy chcialabym wiedzieć co mu powiedziala moja rodzicielka...
Ojciec tylko uścisnąl mu dloń, zastrzegając, że bedzie dzwonil codziennie, i jeżeli chociaż raz się poskarżę to Derp ma przekichane...biedaczek..
Kiedy rodzice odlatywali stalam trzymając Williama za rękę i dziękowalam im za to, że mnie puścili. Gdyby nie oni, najpewniej jeszcze przez jakiś czas nie widzialabym Derpa i zachowywala się jak roślinka...
Kiedy już samolot do Korei zniknąl z pola widzenia ruszyliśmy po mój bagaż. Teraz już zostalo tylko zalatwienie sprawy z babcią...
i happy end, z moim chlopakiem i jego rodzicami...
______________________________________________________________________
Koniec!! :D Mam madzieje, że rozdzial się podobal :3 Następna notka to będzie....epilog ;___;, najprawdopodobniej pojawi się w przeciągu następnych 2 tygodni. Dziękuję każdemu kto zaglądal tu pod moją nieobecność. Naprawdę, wiele to dla mnie znaczy :) .
Wasza Seme ;*

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 10.

Nowy rozdział! Zajął mi trochę więcej niż myślałam...I są jeszcze dwie ważne sprawy... Już powoli zbliża się koniec opowiadania o Hajkusi i Derpie...ALE! po tym opowiadaniu chcę napisać jeszcze inne... Tak więc pytanie wolicie one-shoty czy kolejną wieloczęściówkę ?:))  I jeszcze jedna sprawa...a mianowicie :
Dzięki En-chan za komentarz! i to właśnie jej dedykuje ten rozdział. Mam nadzieje, że ci się spodoba:)) Aha! i w tym rozdziale jest podział na role i żeby było inaczej zmieniam narrację...wiem, tak się nie powinno robić, ale walić to ;P miłego czytania :))
_______________________________________________________________________
Rozdział 10.
Hajkusia
Już dzisiaj wyjeżdżam. Nie mogę zasnąć...Czy to naprawdę się tak skończy? Derp będzie nieświadomy moich uczuć aż do samego końca? Dlaczego w głupich filmowych romansach wszystko się kończy happy endem, a tu nie może?? Dlaczego? Na zegarku już 5:24. Jeszcze tylko trochę, jeszcze tylko te 5 godzin łączy mnie z nieświadomym Willem. Ten Tydzień był najgorszym w moim życiu. Nie było momentu żebym nie myślała o tym co ma się stać. Szczególnie, że czas mijał. Czułam każdą przemijającą sekundę, minutę, godzinę. Moje serce przepełniała pustka. Prze te 7 dni miałam złudną nadzieję, że jednak sobie przypomni...Ale tak się nie działo. Dalej go odwiedzałam, tak jak zwykle. Starałam nie dać po sobie poznać, jak wielką radość sprawia mi patrzenie na niego, ale też jak wiele bólu towarzyszy mi gdy muszę się z nim żegnać. Siedzę na parapecie. Okno z moje pokoju jest idealnie skierowane w stronę księżyca. Siadałam tak codziennie. Myślałam o tym co tam naprawdę oznacza miłość, przyjaźń czy chociażby nienawiść. Nigdy nie miałam nikogo kogo mogłabym pokochać (nie licząc rodziny i Łośka, Hentai'a i Ósemki) czy nienawidzić. Siedziałam na parapecie i rysowałam w notatniku. Czasami też coś pisałam. Takie tam przemyślenia Hajkusi.
Aż nie poznałam Jego. Po tym zderzeniu na dziedzińcu szkolnym już nigdy nie usiadłam na parapecie. Nie miałam po co... Znalazłam to czego tak bardzo szukałam. Przez ten czas, który spędzałam z Williamem, nawet nie pomyślałam o tym żeby znów usiąść na parapecie i po wpatrywać się w księżyc. Aż do dzisiaj. Siedzę już od ponad dobrych 7 godzin. I nie mam zamiaru przestać. Nie mam także zamiaru się z nim żegnać. To i tak nie ma sensu. Więc aż do wyjazdu, będę siedzieć tu gdzie siedzę. Będę siedzieć i wspominać. Będę miała przed oczami jego twarz rozmyślając o przyszłości podczas gdy słone łzy będą spływały po moich ciepłych policzkach. Byle do wyjazdu. Byle do 10:00. Byle do Końca...

Derp
Obudziłem się z przekonaniem, że o czymś zapomniałem. Na zegarku wybiła 8:50. Obejrzałem film. Już wiem o czym zapomniałem. To jest takie dziwne uczucie, kiedy patrzysz na samego siebie przemawiającego na ekranie telewizora. Zszedłem na dół już odświeżony i rozbudzony. Kogo taka dawka wiedzy by nie rozbudziła... Moja mama stała przy kuchence. Czułem zapach szczypiorku. Musiała robić omlety. Podszedłem do niej od tyłu. Ucałowałem ją delikatnie w policzek na dzień dobry. Cudem chyba uniknąłem zderzenia z patelnią. Kto by pomyślał, że taka drobna kobitka ze strachu jest w stanie wymachiwać gorącą patelnią... Usiadłem na stołku przy wyspie w kuchni. Tuż obok mnie było okno tarasowe. Pogadałem z mamą. Pomogła mi pośrednio ogarnąć tą całą sytuację. Wyglądała na jakąś zmartwioną. Ciekawe o co chodziło. Gdy spojrzałem na zegarek była już 9:40. Nagle zrobiło mi się strasznie smutno, ale w głębi serca czułem coś, no nie wiem...czułem, że w tej chwili powinienem być gdzieś indziej...? Dziwne uczucie. Nie dane mi było dalej rozmyślać, gdyż usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi tarasowych tuż obok mnie. Odwróciłem głowę. I to był mój błąd. Przed moimi oczami był jakiś pal. Nie, to nie był pal. To była metalowa rura. Wszystko działo się w przeciągu ułamków sekundy. Ojciec wnoszący rurę przez okno nie widział mnie. Rura popchnęła mnie z taką siłą, że ześlizgnąłem się ze stołka. Miałem deja vu. W przypływie paniki chciałem złapać się kantu stołu. Niestety był zbyt śliski. Ostry kant przeciął mi skórę. Ostatnie co poczułem to przeszywający ból w czaszce, a potem już tylko ciemność.

***

Kur.. co mnie tak łeb napieprza? I moja ręka. Leże na czymś zimnym. To są chyba kafelki. Okej, leże sobie na kafelkach...tyle, że CZEMU ja leże na tych kafelkach!? przecież gadałem z Hajkusią na boisku szkolnym...i stałem!! A teraz leże. Właśnie. Gdzie jest Hajkusia? Rety... Chyba muszę otworzyć oczy nie?  No to hop...
Cholera...
Jeszcze raz, hop...no..prawie -.-
Okej ostatni raz! HOP!!
JEST!
O szlag jak tu jasno!! Czekaj... te światła... Czy ja jestem w.. w domu?
Czemu ja jestem w domu? A chwila...upadłem. Pamiętam jak upadłem. Na boisk. Hajkusia chciała mnie złapać. Ale się jej nie udało. Zemdlałem? No dobra...Chyba trzeba się podnieść... gdzieś tu musi być Hajk..
-Kochanie! patrz! Obudził się!! Skarbie? Jak się czujesz? wszystko w porządku? Ile paluszków widzisz??
-Tak, w porządku. 3. Gdzie jest Hajkusia?
Mama wyglądała na zaskoczoną...to dziwne... Rzadko kiedy tak wyglądała.
-Wszystko ze mną w porządku...to gdzie jest Pia?
Podniosłem się powoli. Na szczęście nie kręciło mi się w głowie ani nic. Miałem szczęście. Przeciągnąłem się. Spojrzałem się na zegarek. Była 9:50. No tak...upadłem jeszcze przed zajęciami.
-Ah...pewnie jest na zajęciach, fakt..
-Synku...ty..Ty ją pamiętasz?
-No jasne! Jak mógłbym zapomnieć Pie? Czy ty się dobrze czujesz mamo? Bo zachowujesz się jakbyś to ty, a nie ja pieprznęła głową w jakąś barierkę.
Matka opowiedziała mi co się działo. To było jak bajka. Amnezja? Nie pamiętałem Hajkuchy? Jezu...jak ona się musiała czuć. I to tuż po tym jak wyznała mi swoje uczucia...No właśnie! muszę jej odpowiedzieć. Zrobiłem tak mocnego fejspalma, że aż mnie zamuliło. Mama widząc to tylko pokiwała głową z politowaniem, ale nic nie powiedziała. Notatki. Opowiedziała mi o notatkach. No to trzeba zobaczyć co ja takiego tam nabazgrałem.
Pokój był calusieńki wyklejony żółtymi karteczkami. To mnie trochę zdziwiło. Ale wręcz zamurowała mnie treść każdej karteczki, która była taka sama. Dwa słowa wypełniające cały pokoik. Gdzie się nie obróciłem tam widziałem prawdę. Moje uczucia. Tak naprawdę dopiero teraz je sobie uświadomiłem.. Dopiero teraz do mnie dotarły. Cały czas byłem tak blisko niej, a nie potrafiłem nazwać tego uczucia. Teraz potrafię.
-Mamo! gdzie Ona jest!!???
-Co? Ah..Eh..Em.. Pewnie teraz już jedzie na lotnisko...
-ŻE SŁUCHAM!?!?! NA JAKIE LOTNISKO? GDZIE ONA LECI??
-NIE DRZYJ SIĘ NA MATKĘ SZCZENIAKU!!!
-tak mamo ;_______;
-No!
-Ale gdzie ona leci??
-Z powrotem do Korei...
-Co? Jedziemy na lotnisko!!!!
I pojechaliśmy...

***
Hajkusia

Siedzę  sobie już przed wejściem na pas startowy... Za chwilę odlatuję... Po moich policzkach spływają łzy, ale to nic.
Niech i tak będzie. 
Jeżeli tak trzeba...
W ręce ściskam spinkę którą dostałam od Łośka akurat w dniu w którym poznałam Willa. Patrze jak moja mama kupuje picie w automacie. Mój tata przysypia obok mnie. Najwyraźniej też niewiele spał tej nocy. Za 5 minut Otwierają wejście. Już wszyscy się zbierają do wyjścia.
No to Koniec.
Tak to się skończy.
Jestem już co raz bliżej bramki.
Dzieli mnie od niej już tylko mama...
Kobieta prosi mnie o dokumenty...
Dzięki bogu, że nikt na mną nie stoi bo bym zagradzała drogę..
Nic nie poradzę.
To koniec.
 Daję kobiecie paszport i bilet.
Sprawdza..
Sięgam po dokumenty.
-STÓJ!!
Co? To jego głos...Co on tu..
Odwracam się powoli. Mój oddech przyśpiesza. Serce wali w klatce piersiowej. Czuję jak na policzki wpływają rumieńce. Moi rodzice stoją kawałek dalej przyglądając się scenie z równie wielkim zaskoczeniem na twarzy co ja. Patrzę na Jego twarz. Biegł.
Biegł tu.
Do mnie...?

I usłyszałam te upragnione słowa, te, które śniły mi się każdej nocy...
-Pamiętam...Pamiętam, że cię kocham Pia.
_____________________________________________________________________
Koniec!!!! Dziękuję za przeczytanie!! :)) To do następnego rozdziału :3

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdzial 9.

HEEEJ! PRZEPRASZAM KAŻDEGO KTO CZEKAL NA TĄ NOTKĘ! zajelo mi to....troche czasu..;/...no ale już jestem :)) Mam nadzieje, że się spodoba :)) i oznajmiam uczciwie - rozdzial jest pisany na komputerze który ma angielską klawiaturę i uniemożliwia mi robienie ly (czyt. uy)...
____________________________________________________________________
Pisane z perspektywy mamy Hajkusi:
-Co?! Nie zrobisz mi tego! Nie możesz!
-Kochanie wiesz, że nie mamy innego wyjścia. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby znalazla się jakaś inna możliwość napewno byśmy z niej skorzystali. Ale jej nie ma... Nie mamy wyboru. Przepraszam Cię kochanie. Mam nadzieje, że zrozumiesz mnie i tatę...
I poszla.
Nie chciala więcej patrzeć na lzy splywające po policzkach córki.
Nie chciala slyszeć tego wyrzutu, który slyszala w każdym wypowiedzianym przez nią zdaniu.
To bylo okropne. Rozrywalo ją od środka. Każdą komórką jej ciala przejmowal żal i zlość na samą siebie. A to wszystko zaczelo się paprać jakieś 2 tyg. temu.
William nie przypomnial sobie nic przez ten caly czas. Hajkusia popadala w depresjie i nic nie bylo w stanie poprawić jej humoru...Żadne z nowych atrakcji wymyślanych przez rodziców nie zdolaly odciągnąć jej od myślenia o nim. Opuścila się przez to wszystko w nauce. Zaniedbywala obowiązki domowe. Mogla spędzać nawet calą noc placząc. Tak bez powodu. Kiedyś powiedziala jej co czuje do Willa. Twierdzila, że lączy ich coś w stylu nierozerwalnej nici, która jest w stanie wytrzymać wszystko. Nawet będąc daleko od siebie czuli to samo. Ona byla szczęśliwa kiedy i on. On byl smutny kiedy i ona. Czasem gadając z mamą czula nagle ogromny smutek, zlość albo irytacja...tak o. Bez żadnych bodźcó z zewnątrz. To dzialo się w środku. W niej. I bylo spowodowane nim. To nie byly jej uczucia ale jego. Miala tego pewność.
Gdy byli bardzo daleko od siebie, a nie zamienili choćby jednego slowa przez telefon,Hajkusia nie miala powodu by się śmiać.
Lączyla ich jednocześnie przyjaźń i milość.
Mogli rozmawiać o wszystkim. Akceptowali się calkowicie. Nie wstydzili się niczego... no może prawie niczego.
Oni byli dla siebie nawzajem. Dlatego gdy to zrozumiala bylo jeszcze ciężej jej o tym powiedzieć. Wiedziala, że to zrujnuje jej pozostale nadzieje, które tak gorączkowo próbowala zachować w sobie, ale to bylo jedyne wyjście. Nigdy nie zapomni tej mieszanki bólu, gniewu i smutku jaka byla widoczna w oczach jej córki gdy powiedziala po raz pierwszy:
-Córciu. Musimy bardzo poważnie porozmawiać. Wyprowadzamy się. Za jakiś miesiąc. Z powrotem do Suwonu. Jakiś mężczyzna pozwal tatę na wielką sumę pieniędzy. Nie mamy tylu, a w teraźniejszym kryzysie wrecz niemożliwym jest zdobyć tak wielką sumę pieniędzy w tak krótkim czasie. Tata w Korei ma zapewnioną jedną z najlepiej platnych prac. Ja też napewno znajdę coś dla siebie. W ten sposob może uda nam się splacic dlug. A Derp - spójrzmy prawdzie w oczy - jeżeli nie przypomnial sobie nic do tej pory to bardzo malo prawdopodobne, że przypomni sobie przez okres naszego pobytu w Korei.
Po tej wiadomości Hajkusia zalamala się. I tak samo bylo też dzisiaj.
Weszla do pokoju Pii. Byl maly, ale przytulny w różnych odcieniach żóltego, pomarańczowego i czerwonego. Na ścianach, szafkach i suficie przyklejone byly zdjęcia zdjęcia na, których byla wlascicielka pokoju. Sama, z przyjaciólmi lub też jej sami przyjaciele. Na samym środku stalo jej lóżko, na któym, na granatowej pościeli leżala Hajkusia. Nic by nie wskazywalo na to co się stalo chwilę potem.
***
-Kochanie... przyszlam ci coś powiedzieć. Ale najpierw powiedz mi jak się czujesz?
-A jak mam się czuć...? -Widząc zmartwione spojrzenie matki odpowiedziala jej - Dobrze i źle... Raz mam dość wszystkiego, ale chwilę potem uśmiecham się bez powodu. To przez niego. Wiem to. On się uśmiecha.
-...Kochanie wiesz, że nie możesz tak siedzieć w pokoju calymi dniami i wychodzić tylko po to żeby go zobaczyć. To się musi skończyć. Dlatego podjęliśmy z ojcem wspólną decyzję...
W tym momencie w drzwiach stanela glowa rodziny. Spojrzal w oczy córki i wyręczyl żonę:
-Do Korei jedziemy nie za miesiąc....a za tydzień.Tak będzie dla ciebie najlepiej.

________________________________________________________________________________
I jest! Dziekuje za przeczytanie :)) Następny rozdzial bedzie pewnie za tydzień może póltora :) Pozdrawiam Hentai ;)

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 8. 2/2

Ten rozdział Jest pisany z perspektywy Hajkusi.
_________________________________________________________________________________
Ten stan twa już dwa tygodnie. Codziennie rano budzi się i jej pierwszą  myślą jest 'William'. Potem wstrząsał nią nagły szloch. Po jakichś 15 minutach płakania przychodziła pora na poranną toaletę. Zawsze stała 10 minut przed lustrem wpatrując się w swoje sińce pod oczami. Przez tą sytuację z Derpem nie sypiała zbyt dobrze... Codziennie miała koszmary. Zawsze ten jeden. Zawsze ten sam.
Była na szpitalnym korytarzu. Było bardzo ciemno a za oknem padał deszcz. Biegła do sali Willa. Gdy już docierała na miejsce okazywało się, że Derp przypomniał sobie wszystko...no prawie.
Nie pamiętał jej, ani nic związanego z nią... A najgorsze było to jak na nią patrzył w tym śnie...Nie było w tym spojrzeniu żadnego uczucia..niczego. A potem Derp się obracał zapominał o niej..
Na zawsze..
Budziła się z jego imieniem na ustach, spocona i roztrzęsiona. Niby nie straszny sen, ale dla niej był jednym z najgorszych jakie kiedykolwiek miała. Tak bardzo boli człowieka, gdy straci kogoś kogo kocha.
Nie mogła sobie wybaczyć tego wypadku. Była tam! Mogła coś zrobić! Mogła rzucić się na pomoc! Ale nie! Wolała stać jak ten kołek nic nie ogarniając...Codziennie rano przeżywała to samo.
Potem myła twarz i ubierała się tak jak normalnie. Wolała żeby Derp ja widzial taką jaka była na początku...nawet jeżeli jej nie pamiętał.
Codziennie po szkole do niego wpadała. Po 3 dniach został wypisany ze szpitala. Wiedziała od jego matki, że faktycznie przyklejał kartki na ścianach w pokoju gościnnym. Nigdy nie odważyła się tam wejść i ich przeczytać. To było jego. Nie miała do tego prawa.
Witał ją delikatnym uśmiechem. Wiedziała, że obejrzal film. I przeczytał notatki. Ona podchodziła do niego, całowała go w czoło na dzień dobry. Odpowiadała takim samym uśmiechem. Nie dawała po sobie poznać jak wielki sprawia jej to ból. Teraz będzie rozmawiał z nią normalnie. Tak jakby nic się nigdy nie stało. Będą się śmiali i zachowywali jak przyjaciele.
Za każdym razem miała świadomość, że jutro będzie takie samo. Nie przypomni sobie. Ale zawsze tliła się w niej ta nadzieja. Ten maleńki promyczek. Zasypiała z nadzieją, że jutro przywita ją słowem 'pamiętam'. Tak bardzo tego chciała. Codziennie zasypiała z jego twarzą przed oczami. Lekki uśmiech zamienial sie w grymas bólu podczas snu...
I co noc to samo. Ten sam sen, ta sama poranna rutyna. Ale ona sie nie poddawała. Czekała. Czekała na niego.
A najgorsza była ciekawość. Co on chciał wtedy powiedzieć...wtedy przed wypadkiem. Tuż po tym jak go poprosiła o odpowiedź.
Każdy dzień miał te lepsze i gorsze strony. Ale Hajkusia skupiała się tylko na tym, aby mu pomóc. Aby przy nim być.
_________________________________________________________________________________
Mam nadzieje, że sie podobało :)) To już ostatni post przed moim wyjazdem. Jeżeli to ktoś czyta to życzę miłych wakacji:)) całuję :**

Rozdział 8. 1/2

Hejcia! Wiem, że później niż zwykle jest notka, ale mam nadzieje, że się spodoba :) Nie będzie mnie przez 2 tygodnie (jadę na obóz! :D) tak więc dodam dzisiaj 2 rozdziały jako taki bonus :)) Ale mam nadzieje, że przez te 2 tygodnie napisze jakieś 2/3 rozdziały :))
_________________________________________________________________________________
Łza. Jedna. Druga. Trzecia. Piąta. Dziesiąta.
W tym momencie na ekranie telewizora widniała sylwetka niejakiej Hajkusi.
Widział ją po raz pierwszy, ale czuł jakby znał ją już bardzo długo. Jakby była z nim od zawsze. Słuchając jej głosu jego serce dziwnie przyspieszało, a jemu samemu robiło się gorąco.
Ale od ciapątku. Na początku filmy był on sam. Stał tam i mów do kamery. Wytłumaczył na czym polega jego brak wspomnień. Wyjaśnił co powinien zapamiętać, albo przynajmniej spróbować. Przedstawił również pozostałych i opowiedział o kartkach. Derp złapał kartki i zaczął czytać. Nie obchodziło go to, że coś tam jeszcze gadał w telewizji...teraz ważne były tylko kartki. Na niektórych z nich były wypisane jego myśli, na innych samopoczucie, a na jeszcze innych czynności lub rzeczy, których nigdy nie lubił. Ale na co drugiej kartce pojawiało się to samo słowo. Czasami samo, czasami w zdaniu, a czasami było zastąpione czymś zupełnie innym, ale on wiedział o co chodziło.
'Polubiłem brokuły'
'Nie zapomnij o Hajkusi'
'Jest 6.58, jeść mi się chce, ale nie chce mi się wstawać...chyba poleżę jeszcze trochę ;P'
'Hajkusia'
'Nie pamiętam nic z okresu 2 miesięcy - to frustrujące'
'Pamiętam, i chcę pamiętać o NIEJ!'
'Anpan jest super...trochę dziwny, ale bardzo fajnie się z nim gada'
'Chyba JĄ kocham...'
To ostatnie wprawiło go w nie male osłupienie. Szybko przejrzał resztę zapisanych kartek. Pozostałe były bardzo podobne. Z dziwnym uczuciem odłożył notatki na stół i przeniósł wzrok z powrotem na telewizor. Teraz na ekranie była Ósemka. Powiedziała kilka miłych słów na początku i opowiedziała o wydarzeniu w klasie przez, które się poznali, powiedziała coś o sobie i ustąpiła drugiej dziewczynie. Ta przedstawiła się jako Kira. Przez cały czas miała lekkie rumieńce na policzkach. Nie mówiła zbyt wiele. Mówiła zwięźle i na temat.  Po niej przyszła kolej na Hentai'a. Ta to sie rozgadała. Później był Anpan, Ian, a nawet Tamani - który ku wielkiemu zaskoczeniu Derpa nazwał go swoim przyjacielem. Potem matka, lekarz, pani psycholog i wreszcie ONA. Ta o której tyle pisał, tyle myślał i tyle wychwalał. Faktycznie - była piękna. W jego oczach wyglądała jak aniołek. I mimo, że widział ją tylko na ekranie, zakuło go coś w sercu na myśl, że jest mu tak bliska, a jednocześnie tak daleka. Opowiedziała jak się poznali, co robili, opisała wypadek - w końcu była tego świadkiem - a nawet powiedziała kilka rzeczy, które go rozbawiły do tego stopnia, że nie mógł złapać oddechu. Aż wreszcie powiedziała to zdanie. To jedno krótkie zdanie przez, które po jego policzkach stoczyło sie kilka łez. Jedno głupie zdanie które, na pewno każdy powiedział choć raz. Ale jemu to zdanie uświadomiło coś bardzo ważnego. "Proszę. Przypomnij sobie." Właśnie to zdanie sprawiło, żę zrozumiał.
Zrozumiał, że ją kocha...